niedziela, 3 lutego 2013

Historia pewnego małżeństwa


Sięganie po lekturę listów opublikowanych bez wiedzy i zgody autorów, choćby nieżyjących, wydaje się być niechlubnym procederem. Zwłaszcza, jeśli są to listy miłosne, bardzo osobiste. Przyznaję, że ów proceder zdarza mi się praktykować, jako niewieście ciekawskiej z natury, w biografiach i wszelkiej maści literaturze faktu gustującej. Cóż jednak począć, gdy ciekawość ciągnie na przysłowiowy „pierwszy stopień do piekła”, a wydawnictwo pięknie wydany tom podsuwa …

"Historia pewnego małżeństwa", red. H. Wayne, wyd. Muza, październik 2012 (foto: nunachopin)
Stało się! Skusiła mnie jedna z nowych pozycji wydawnictwa Muza – „Historia pewnego małżeństwa”. Na publikację składają się listy, które pisali do siebie w latach 1916—1935 słynny antropolog Bronisław Malinowski i jego żona, Elsie Masson. Dokumenty skrzętnie zebrała i opracowała najmłodsza córka Malinowskich, Helena Wayne, uzupełniając je opisami wydarzeń nieujętych w korespondencji oraz streszczeniami pominiętych fragmentów. Notatki pani Wayne są treściwe, przejrzyste i dyskretnie przemykają co jakiś czas przez karty książki, nie dopuszczając do zagubienia czytelnika w gąszczu wielości wydarzeń.

Listy układają się w historię wielkiej nieobecności, jaką zdawało się być owo małżeństwo, w którym on wiecznie podróżował, a ona wiodła życie „samotnej matki”. Ich wspólne życie toczyło się głównie w listach, zatem są one najlepszą dokumentacją ich małżeństwa, przekazem z pierwszej ręki. W listach małżonkowie relacjonowali sobie nie tylko wydarzenia dnia codziennego ale też czytane lektury, słuchaną muzykę, przemyślenia, wydarzenia błahe i te o znaczeniu globalnym, historyczne. Nieustannie też snuli plany na przyszłość i przeżywali po raz kolejny nieliczne spędzane wspólnie chwile: spacery, śniadania, rozmowy. Smakowali te chwile wielokrotnie, jakby ich niewielka liczba potęgowała ich wartość, albo jakby oni sami chcieli im tę wartość nadać. Szczególnie emocjonującą lekturą są ostatnie listy Elsie, w których pisze o swoich zmaganiach z chorobą, z wciąż gdzieś tam tlącą się nadzieją, gdy my już wiemy jak to się skończy. Im mniej stron do przeczytania zostało, tym bliżej do jej przedwczesnej śmierci.

Entuzjastów prac Malinowskiego zainteresują szczególnie listy, jakie pisał podczas pobytu na Wyspach Trobrianda, w których opisuje szczegóły swojej pracy. To właśnie wspólne zainteresowanie pracą Malinowskiego stanowiło, obok wychowywania córek, największą płaszczyznę porozumienia małżonków. Elsie Masson bowiem była nie tylko żoną antropologa ale też jego cichą współpracownicą. To ona przez długi czas była jego sekretarką, pierwszą recenzentką i korektorką jego prac, to ona pomagała nadać im ostatni szlif.

Trudno w kilku słowach opisać, czym jest „Historia pewnego małżeństwa”. Można ją  określić  jako historię miłosną, relację z badań terenowych znanego antropologa oraz świadectwo czasów, opowiedziane na dwa głosy, a to i tak nie wyczerpie wszystkich możliwości. Są to piękne listy – choć może ocena wartości estetycznej listów nie należy do postronnego czytelnika, do którego nie są adresowane. Wartość ich dzisiaj to przede wszystkim możliwość poznania dwojga nietuzinkowych ludzi, ich życia codziennego i rzeczywistości, w której przyszło im żyć.

Czy zachęcam do przeczytania? Oj nie, to byłoby nakłanianie do grzechu niedyskrecji. Mogę tylko stwierdzić, że jest to niezwykle interesujące obszerne tomisko, a każdy sam niech zdecyduje, czy warte grzechu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz