Dziś w karczmie Pod czachą
Yoricka zrobiło się lirycznie. Wstąpiła bowiem do nas Piękność z Amherst.
Szeleszcząc suknią i pożółkłymi arkuszami papieru za stołem biesiadnym zasiadła
i subtelnymi słowy, z blaskiem świec w jedno stopionymi, nas uraczyła.
Wiersze Emily Dickinson są
ciszą głęboką, wśród której brzmi już tylko zapis myśli szepczący, osnuty mgłą,
wiatrem i burzą huczącą zza okiennych ram. A myśli te szepczą o świecie
przeżywanym głęboko w umyśle przenikliwym, wrażliwym i skrytym, bliskie żyznej,
pachnącej metaliczną wilgocią ziemi, bliskie życiu i śmierci. Do głębi przejmujące i prawdziwe.
Czyż nie?
670
One need not be a Chamber — to be Haunted —
One need not be a House —
The Brain has Corridors — surpassing
Material Place —
Far safer, of a Midnight Meeting
External Ghost
Than its interior Confronting —
That Cooler Host.
Far safer, through an Abbey gallop,
The Stones a’chase —
Than Unarmed, one’s a’self encounter —
In lonesome Place —
Ourself behind ourself, concealed —
Should startle most —
Assassin hid in our Apartment
Be Horror’s least.
The Body — borrows a Revolver —
He bolts the Door —
O’erlooking a superior spectre —
Or More —***Nie trzeba być Komnatą - aby w nas straszyło -
Lub nawiedzonym Domem -
Nie ma Wnętrz straszniejszych niż Mózgu
Korytarze kryjome -
Ileż bezpieczniej - o Północy
Ujrzeć Upiora przed sobą -
Niż spojrzeć w twarz własnym - wewnętrznym -
Pustkom i Chłodom.
Prościej gnać przez widmowe Opactwo,
Gdy hurgot Głazów nas goni -
Niż stanąć z sobą do walki -
Bez Broni -
Własne Ja - gdy się zaczai
Za Samym Sobą -
Przerazi bardziej niż Morderca
W pokoju obok.
Ciało - wyciąga Rewolwer -
Drzwi ryglują trzęsące się ręce -
Przeoczając potężniejsze widmo -
Lub nawet Więcej –tłum. Stanisław Barańczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz