czwartek, 18 sierpnia 2016

"Lord Jim" Joseph Conrad

"Lord Jim" Joseph Conrad, wyd. MG, 2016
Recenzowanie dzieła, którego wielkość przed nami uznało już tak wielu bardziej uprawnionych do oceny, to duże wyzwanie. Korzystając jednak z prawa, jakie w swoich esejach dała zwykłemu czytelnikowi Virginia Woolf pozwalam sobie na zupełnie osobistą, całkowicie subiektywną i może nieco emocjonalną recenzję "Lorda Jima".

Jest to historia człowieka pochło-niętego od wczesnej młodości wizją własnego bohaterstwa. Z niecierpliwością oczekuje momentu, w którym będzie mógł wykazać się odwagą. W chwili próby okazuje się jednak, że prawda o Jimie nie jest taka prosta. Pod presją dopada go niemoc - jakaś nieokreślona blokada, bezwola, strach i chaotyczne myśli, które nie pozwalają mu działać zgodnie z własną wolą. W decydującym momencie swojego życia, właściwie wbrew sobie, ucieka wraz z pozostałymi członkami załogi z tonącego statku pełnego pielgrzymów. Po przybiciu do brzegu jako jedyny bierze odpowiedzialność za swój postępek, jednak to nie pomaga mu uspokoić sumienia, zachować dobrej reputacji, honoru. Od tej pory błąka się, uciekając od myśli o swojej hańbie, ratując resztkę poczucia własnej wartości. Robi wszystko, by trzymać się swojej pierwotnej wizji, chwyta się nadziei na jej urzeczywistnienie.

W powieści najciekawsza jest rozprawa Jima z samym sobą i ze światem, jego próba oswojenia wypadków na "Patnie". Mężczyzna poszukuje choć jednego człowieka, przed którym mógłby przedstawić swoją wersję wydarzeń. Uderza intensywność i rozpaczliwość, z jakimi próbuje wykazać znaczącą różnicę między swoim SKOKIEM, a UCIECZKĄ reszty załogi. Nazwa zdaje się mieć dla niego kluczowe znaczenie, jakby umniejszała jego winę i ustawiała sprawy w odpowiedniej, z jego punktu widzenia, perspektywie. Próba, na którą wystawił go los, odbiera jako niesprawiedliwość i wini resztę załogi pechowego rejsu za szansę ucieczki, nie widząc, że bez tej szansy nie byłoby próby. Jego kolejne decyzje, ucieczki i poszukiwania, to romantyczne spełnianie młodzieńczego marzenia, próba uchwycenia jakiejś wyższej prawdy, która zadałaby kłam brutalnej prawdzie o człowieku, choćby miała dotyczyć tylko jego jednego.

Czymkolwiek kierował się Conrad łącząc w swoim bohaterze walkę o prawo do wysłuchania jego wewnętrznej motywacji, prawo do własnej prawdy i pogardę pozbawiającą tych praw innych członków załogi "Patny", opisał historię tego człowieka w sposób imponujący. Dał czytelnikowi wgląd w różne punkty widzenia, jakby podsuwając nam zeznania świadków z różnych momentów życia Jima, przedstawił całą złożoność zmagań młodego Anglika, pozostawiając czytelnikowi wolność w ocenie jego postawy. Zanurzył w świecie etycznych rozważań, bezkompromisowej walki o własną godność, zmusił do przyjęcia jakiejś postawy, wydania osobistego wyroku.

"Lord Jim" to książka, do której się wraca, w którą za każdym razem wchodzi się głębiej. Podczas pierwszej lektury byłam całkowicie po stronie Jima, wierzyłam, że jest taki jak chciał o sobie myśleć. Dla mnie była to wówczas opowieść o człowieku innym niż reszta, o bohaterze, który czekał aż go ktoś rozpozna. Ostatnie czytanie przesunęło środek ciężkości w inną stronę. Widzę w Jimie zagubionego chłopca, idealistę, który chce wierzyć, że świat jest taki, jak w jego marzeniach, w szczególności że ON jest taki, jaki "powinien" być. Rzeczywistość pokazuje mu jednak, że wszyscy ludzie, pomimo różnic intelektualnych, duchowych i moralnych, w gruncie rzeczy podlegają podobnym prawom. Trudna lekcja, jednak autor był dla Jima łaskawy, osładzając i jemu i czytelnikom tę gorzką pigułkę. Pozwolił swojemu bohaterowi znaleźć koniec świata, na którym mógł jeszcze raz zmierzyć się ze sobą. Ta wykorzystana szansa to iskra nadziei, że być może to romantycy mają rację dążąc do niemożliwego.