środa, 1 sierpnia 2012

Wyspa klucz


Ech, podróży do Ziemi Obiecanej! Masowe do Edenu ziemskiego wstąpienie, jedynie pracą rąk własnych ciężką a romantyczną okupione! Rejsy sprzed stulecia i więcej, Europejczyków nadzieją do nowego lądu Kolumba wiodące! Bajko historyczna z ładną buźką Annie Moore zerkającej z pomników po obu stronach oceanu!

Oj, jakież to przewrotne przez los postępowanie, że za każdą bajką o pięknej królewnie, bajkopisarza z kurzajką na nosie, łysiną czy mięśniem piwnym nadzwyczaj wybujałym, ukrywa. Tak i tu prawdę historyczną jako tego brzydala pióro w prawicy (czy też lewicy mańkuczej) dzierżącego za kulisami stawia, chichoczącą z publiki przekazem lirycznym a fałszywym uśpionej.
I tę rechoczącą cudną zołzę bladolicą wyciągnęła za uszy przed wścibskie czytelnicze oblicza w książce „Wyspa klucz" pani Szejnert Małgorzata, badaczka nad wyraz dociekliwa.

"Wyspa klucz" Małgorzata Szejnert, wyd. Znak, Kraków 2009 (foto: nunachopin)


 I tak oto popsuła obraz bajkowej ucieczki ludów, prostego szlaku ku lepszej doli. A jako iż psucie to pięknie przeprowadzić raczyła, tako nikt psującej wyrzutów nie czyni. Wygrzebała ona bowiem przeszłość barwną i ciekawą, choć smutkiem  i tragedyą naznaczoną. Odnalazła historię wyspy Ellisa (i samego Ellisa) i całej rzeszy ludzkiej, od Indian Lenni Lenape niegdyś tę wyspę we władaniu dzierżących, po emigrantów, urzędników, gości i ostatnich jej strażników.
A odnalazłszy pochylała się zrazu nad opowieścią poszczególnych (nie wszystkich jednak, gdyż to niemożliwe) postaci, przez tę „bramę raju” się przewijających — czy to jako urzędnicy, czy o wstęp do nowego lądu postulujący.
A poszukiwała wszędzie. W pamiętnikach młodej matrony (i tu nadmienić należy, iż słowo to inne znaczenie miało), Maud Mosher. Na fotografiach Augustusa Shermana, z tłumu nietuzinkowe, groteskowe niekiedy postaci wyławiającego. W listach emigrantów. W starych dokumentach. W słowach Henrego Jamesa. W tysiącach wspomnień i śladów. I na samej wyspie kluczu.

Więcej wyjawiać nie zamiarowuję, jako że za zbrodnię poczytuję zbyt szczegółowe potencjalnym czytelnikom fabuły zdradzanie. Wgryzanie się w te historie niezwykłe zainteresowanym pozostawiam. Pozwolę sobie jedynie przytoczyć (za książką) słowa listu (jako że na sztukę epistolografii miłosnej niezwykle wrażliwą pozostaję), jaki wystosował emigrant Józef Jagielski do swej małżonki Franciszki w Polsce pozostającej:

„Kochana żono, Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, donosze ci kochana żono, że jestem zdrowy czego i tobie wras z dziećmi życze, dobrego zdrowia i powodzenia od Pana Boga i donosze ci, że pisałem list do Ciebie, jusz minęło 11 tygodni i nie mam od ciebie żadnego odpisu i nie wiem co się znaczy, czy list nie doszedł, czy mi nie odpisałaś, i donieś mi, czyś odebrała pieniądze, które ci przysłałem 15 rubli, to mi zara odpisz czyś odebrała czy nie. I donieś mi jezeliś odebrała, a nie chcesz mi odpisać, czyś się rozgniewała, czy o mnie nie stoisz, bo ja tysz mogę się pogniewać i co ci powiedzieć dobrego, bo w Ameryce dużo żonów można nabyć za małe pieniądze. Ja miałem ci szyfkarte wysłać, alie nie wyślie jasz mi list odpiszesz to ci szyfkarte wyslie i pszyjadziesz do mnie razem z dziećmi i pozdrawiam kochana żono i kochane dzieci (…).”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz