Ech, podróży do Ziemi Obiecanej! Masowe do Edenu ziemskiego
wstąpienie, jedynie pracą rąk własnych ciężką a romantyczną okupione! Rejsy
sprzed stulecia i więcej, Europejczyków nadzieją do nowego lądu Kolumba
wiodące! Bajko historyczna z ładną buźką Annie Moore zerkającej z pomników po
obu stronach oceanu!
Oj, jakież to przewrotne przez los postępowanie, że za każdą
bajką o pięknej królewnie, bajkopisarza z kurzajką na nosie, łysiną czy
mięśniem piwnym nadzwyczaj wybujałym, ukrywa. Tak i tu prawdę historyczną jako
tego brzydala pióro w prawicy (czy też lewicy mańkuczej) dzierżącego za
kulisami stawia, chichoczącą z publiki przekazem lirycznym a fałszywym
uśpionej.
I tę rechoczącą cudną zołzę bladolicą wyciągnęła za uszy
przed wścibskie czytelnicze oblicza w książce „Wyspa klucz" pani Szejnert Małgorzata, badaczka nad
wyraz dociekliwa.
"Wyspa klucz" Małgorzata Szejnert, wyd. Znak, Kraków 2009 (foto: nunachopin) |
I tak oto popsuła obraz bajkowej ucieczki ludów, prostego
szlaku ku lepszej doli. A jako iż psucie to pięknie przeprowadzić raczyła, tako
nikt psującej wyrzutów nie czyni. Wygrzebała ona bowiem przeszłość barwną i
ciekawą, choć smutkiem i tragedyą
naznaczoną. Odnalazła historię wyspy Ellisa (i samego Ellisa) i całej rzeszy
ludzkiej, od Indian Lenni Lenape niegdyś tę wyspę we władaniu dzierżących, po
emigrantów, urzędników, gości i ostatnich jej strażników.
A odnalazłszy pochylała się zrazu nad opowieścią
poszczególnych (nie wszystkich jednak, gdyż to niemożliwe) postaci, przez tę
„bramę raju” się przewijających — czy to jako urzędnicy, czy o wstęp do nowego
lądu postulujący.
A poszukiwała wszędzie. W pamiętnikach młodej matrony (i tu
nadmienić należy, iż słowo to inne znaczenie miało), Maud Mosher. Na fotografiach
Augustusa Shermana, z tłumu nietuzinkowe, groteskowe niekiedy postaci
wyławiającego. W listach emigrantów. W starych dokumentach. W słowach Henrego
Jamesa. W tysiącach wspomnień i śladów. I na samej wyspie kluczu.
Więcej wyjawiać nie zamiarowuję, jako że za zbrodnię
poczytuję zbyt szczegółowe potencjalnym czytelnikom fabuły zdradzanie. Wgryzanie
się w te historie niezwykłe zainteresowanym pozostawiam. Pozwolę sobie jedynie
przytoczyć (za książką) słowa listu (jako że na sztukę epistolografii miłosnej niezwykle
wrażliwą pozostaję), jaki wystosował emigrant Józef Jagielski do swej małżonki
Franciszki w Polsce pozostającej:
„Kochana żono, Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, donosze ci kochana żono, że jestem zdrowy czego i tobie wras z dziećmi życze, dobrego zdrowia i powodzenia od Pana Boga i donosze ci, że pisałem list do Ciebie, jusz minęło 11 tygodni i nie mam od ciebie żadnego odpisu i nie wiem co się znaczy, czy list nie doszedł, czy mi nie odpisałaś, i donieś mi, czyś odebrała pieniądze, które ci przysłałem 15 rubli, to mi zara odpisz czyś odebrała czy nie. I donieś mi jezeliś odebrała, a nie chcesz mi odpisać, czyś się rozgniewała, czy o mnie nie stoisz, bo ja tysz mogę się pogniewać i co ci powiedzieć dobrego, bo w Ameryce dużo żonów można nabyć za małe pieniądze. Ja miałem ci szyfkarte wysłać, alie nie wyślie jasz mi list odpiszesz to ci szyfkarte wyslie i pszyjadziesz do mnie razem z dziećmi i pozdrawiam kochana żono i kochane dzieci (…).”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz